14 czerwca 2014

Nureczno po raz drugi

Drugi raz odwiedziliśmy wczoraj bazę Nureczno nad jez. Piaseczno. Piątek godzina 9 rano. Puściutko, cisza, spokój i tak było do samego wyjazdu około godziny 15. Tym razem było jednak znacznie chłodniej niż ostatnim razem, pochmurnie i wietrznie. Na szczęście przy nuraniu to w niczym nie przeszkadza, bo nawet gdyby padało to człowiek i tak przecież jest mokry, a pianki skutecznie docieplają czy to w wodzie czy poza nią.

Leon tym razem nauczył nas podstaw nawigowania przy użyciu kompasu, czyli prosta aktywność w postaci ustalenia azymutu na dany punkt, dotarcie do niego i powrót. Pierwsze ćwiczenia zrobiliśmy na terenie bazy. Leon wskazał punkt, my z Andrzejem ustawialiśmy azymut, potem ręcznik na banię, kilka obrotów i dalej w drogę gdzie kompas poniesie. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe, bo wystarczy lekkie odchylenie ręki od osi ciała i można znacznie zboczyć z trasy, no ale jak to mnówią trening czyni mistrza więc pomimo pewnych niepowodzeń na początku z czasem zapewne będzie coraz lepiej.

Około godziny 10 zaczęliśmy się przebierać w pianki i wkładaliśmy resztę ekwipunku. Tym razem miałem na sobie w całości własny strój czyli pianki, buty i pierwszy raz rękawice, natomiast ze sprzętu po raz pierwszy użyłem zakupionego kilka dni temu skrzydła Halcyon'a - spisało się super.

Pierwsze wodowanie to pływanie po powierzchni w napompowanym skrzydle i nawigowanie przy użyciu kompasu. Tym razem nie użyłem jeszcze własnego w xDeepie, bo go nie kalibrowałem i Leon zasugerował, żebym tym razem wykorzystał analogowe urządzenie. Popłynęliśmy z Andrzejem dwa razy do bojki na pierwszej platformie i spowrotem do brzegu. Za drugim razem trafiłem w bojkę idealnie, dosłownie wpłynąłem na nią - ależ byłem z siebie dumny 🙂
Podczas tego pływania trafiliśmy z Andrzejem na całkiem sporą ławicę ryb. Nie wiem co to za rybki, niewielke, ale było ich dużo i robiły wrażenie. Widziałem też dwukrotnie suma. Nie był duży, ale wyglądał dokładnie tak jak moje sumiki w akwarium, które kiedyś miałem, tyle że te z jeziora pomimo, że niewiekie, były znacznie większe od akwariowych.

Gdy dotarliśmy do brzegu i zaczęliśmy się przygotowywać do rozpoczęcia standardowych ćwiczeń typu wyjmowanie z ust automatów, oczyszczanie masek, dawanie powietrza partnerowi itd... przy standardowym sprawdzaniu sprzętu okazało się, że Andrzej ma w butli zaledwie 50 bar, a powinien mieć w granicach 190. Na pływanie z kompasem mi zużyło się około 15 bar (jemu 10 razy tyle czyli 150 bar). Nie wiemy jak to się stało. Spekulowaliśmy, że musiał mu się wzbudzić octopus czego nie wyłapał i w ten sposób pozbył się większości powietrza z butli. W tej sytuacji Andrzej musiał wrócić na brzeg do Bąbla i nabić butlę, a my z Leonem, żeby nie tracić czasu popłynęliśmy na pierwszą platformę na 5 metrach aby tam wykonać standardowe ćwiczenia plus wynurzanie awaryjne na płetwach.

Fajnie, że opanowałem temat przedmuchiwania uszu i nie mam z tym już większych problemów.

Na platformę dopłynęliśmy błyskawicznie, jakoś ostatnio wydawało mi sie, że płyneliśmy na nią i płynęliśmy.... 🙂 Najwyraźniej teraz szło mi sprawniej i czułem się pewniej to i czas się nie dłużył. Wszystkie ćwieczenia poszły w porządku, Leon był zadowolony. Ja w sumie też bo trochę obawiałem się awaryjnego wynurzenia z 5 metrów na płetwach bez automatu w ustach, a potem ponownego zanurzenia na platformę (bałem się, że mogę mieć problem z uszami). Ale poszło fajnie, wynurzenie awarynje się udało, jacket napompowany ustami na powierzchni i winda w dół na platformę bez problemu z uszami.

Gdy skończyliśmy zestaw ćwiczeń Leon wskazał kierunek na dalszą platformę wzdłuż sznurka na dnie. Przepłynęliśmy kilka, może 10 metrów i nagle tak mniej więcej na głębokości około 6,5-7 metrów wizura rak się pogorszyła, że straciłem z oczu sznurek, który miałem pod sobą w odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów (do pół metra). Po kilku cyklach Leon wskazał drogę powrotną i wróciliśmy na brzeg do Andrzeja.

Andrzej z naładowaną butlą wszedł do nas do wody i po ponownym sprawdzeniu sprzętu wróciliśmy na platformę, na której chwilę wcześniej ćwiczyłem z Leonem. Na platformie Leon przerabiał wszystkie ćwiczenia z Andrzejem, a ja krążyłem dokoła platformy ćwicząc pływalność i  zerkając od czasu do czasu na chłopaków. Na platformie spędziliśmy około 20 minut, a gdy wróciliśmy do brzegu ja niestety miałem już tylko 30 bar w butli za to Andrzej miał ponad setkę. Leon rzucił więc propozycję, żebyśmy popływali sobie wzdłuż brzegu we dwójkę na powietrzu Andrzeja i tak zrobiliśmy. Andrzej dał mi swój automat, ustawiłem na kompasie azymut na brzuzkę na lewym brzegu i popłynęliśmy ćwicząc przy okazji nawigowanie. Miałem o tyle utrudnione zadanie, że byłem biorcą powietrza, a więc prawą ręką trzymałem wąż automatu żeby Andrzej mi go niechcący nie wyrwał z ust i również na prawej ręce miałem kompas, na który musiałem zerkać. Dało radę. Płynęliśmy sobie nad roślinkami, wysokimi rogatkami sztywnymi (Ceratophyllum demersum) a może to były ramienice... w kolorze raczej brynatnym, aż w pewnej chwili trafiliśmy na piękną zieloną łąkę. Wyglądała jak świeżo przystrzyżony trawnik, soczysto zielony, na którym aż chciało się położyć i leżeć rozkoszując się otoczeniem. To było piękne. Gdy Andrzej dał znać że zostało mu 50 bar zaczęliśmy wracać. Ostatnie 20 bar płynęliśmy na głębokości około 1 metra prawie brzuchem po piasku 🙂 Ostatecznie Andrzejowi i mi zostało w butlach po okolo 10 bar. Potem wyjście z wody, zdjęcie sprzętu, pianek, czapki na łby (wiało już mocniej i było zimno) i... wymiana wrażeń.

Leon pojechał pierwszy bo gonił na swoją budowę, a my z Andrzejem zostaliśmy jeszcze żeby zjeść przywieziony prowiant i rozmawialiśmy o najbliższych planach nurkowych. Strasznie się cieszę, że Andrzej ma takie samo podejście do tematu jak ja, czyli chce nurkować i robić kolejne certyfikaty. Myślę, że będzie nam się razem naprawdę fajnie nurkowało, bo jakby nie było pod koniec czerwca pewnie będzmy już mieli uprawnienia nurkowe i będziemy mogli umawiać się na nuranie kiedy tylko będziemy chcieli.

Tymczasem w planach jest wyjazd na Zakrzówek do Krakowa w najbliższą sobotę na kolejny etap ćwiczeń z Leonem. Będzie się działo 🙂